To nie jest tekst dla rodziców małych dzieci. A może trochę jest, może da odrobinę nadziei, że jeszcze trochę i noc da się całkiem sensownie przespać. A póki co, wiadomo, trzeba to przetrwać.
Napisać, że zarywane noce źle mi służyły, to nie napisać nic. Czasami jak wracam pamięcią do tego najintensywniejszego okresu nocnych pobudek, to zastanawiam się, jak ja funkcjonowałam.
Pamiętam bóle głowy, rozdrażnienie. Pamiętam, że czasem budząc się o 23.00 lub koło północy w pełnym umundurowaniu i z makijażem, wstawałam i siadałam przed komputer, aby popracować w ciszy. Albo gapiłam się w telefon. Byłam rozbudzona, i tak nie mogłam zasnąć.
Szłam ponownie do łóżka, koło 3-4 nad ranem. Rano wstawałam wykończona. Bo przecież po drodze były jeszcze pobudki na siusiu, mleczko.
Brak snu to tortury zarówno na ciele, jak i na psychice. Na szczęście z biegiem czasu było coraz lepiej. Starsze dziecko już samo wstaje do toalety, choć nie omieszka przyjść o tym poinformować. Młodsza już też potrafi przespać całą noc.
A i ja poszłam po rozum do głowy. W końcu przyszedł moment, że zrozumiałam, jak dużo zależy od porządnego snu. I się za siebie zwyczajnie zabrałam.
Postanowiłam zmienić swoją higienę snu a przynajmniej to, na co miałam wpływ. Wiedziałam przecież, że okres nieprzerwanego snu jeszcze nie nastał. Natomiast okazało się, że jak wyeliminowałam wiele innych kwestii, które przeszkadzały mi w wypoczynku, to jego jakoś a także moje ogólne samopoczucie znacznie się poprawiło.
Oto co wprowadziłam u siebie:
- Ustaliłam sama ze sobą, że będę chodzić spać między 22.00 – 22.30. Zaczerpnęłam tę wskazówkę z Ajurwedy. To stało się możliwe dopiero, gdy przestałam zasypiać razem z dziećmi, czy też nazwijmy rzeczy po imieniu padać na twarz. Gdy już odzyskałam swoje wieczory to korciło mnie oczywiście, aby porobić te różne dziwne rzeczy, jak przeglądanie Instagrama, Pintresta czy innych łatwych w odbiorze rzeczy, bo na lekturę książek zazwyczaj nie miałam już siły. Mijały mi cenne chwile na rzeczy zupełnie zbędne.
Wcześniejsze chodzenie spać jest dla nas bardzo korzystne, sen między 23.00 a 1.00 jest dla nas bardzo odżywczy. Jeśli przegapimy moment, w którym organizmowi najłatwiej zasnąć potem możemy doświadczyć kłopotów z uśnięciem. - Odkładanie telefonu. Przyznaję sama przed sobą, że to była moja zmora. Pracuję on-line, więc bardzo często pod pretekstem sprawdzenia 'co na robocie’ przepadałam na kolejne minuty i… godziny. Tymczasem wszystkie rozpraszacze w postaci ekranów bardzo nam nie służą. Do tego dochodzi nadmiar informacji. Obrazy, kolory, dźwięki… stanowczo za dużo dla mózgu.
- Wyciszenie. Sprawdza się u dzieci, ale u dorosłych również działa cuda. Jak się wyciszyć? Pewnie każdy znajdzie swój sposób. Ja często brałam swój notatnik i pisałam. Przeważnie była to moja sesja wdzięczności, czasem popisanie o rozterkach, mojej złości czy innych bieżących sprawach. A kiedy pewnego dnia, zmęczona, przewrażliwiona z kakofonią dziecięcych pisków, krzyków, śmiechu, biegania i absolutnego ignorowania faktu, że czas na spanie, już już miałam tracić cierpliwość, to wpadłam na pomysł puszczenia na głos mantry RaMaDaSa. Na początku u dzieci zadziałała ciekawość, a potem najzwyczajniej w świecie się uspokoiły. Piszę „najzwyczajniej w świecie”, ale tak naprawdę było to dla mnie spore zaskoczenie. Co więcej mnie też puściło. Ten wieczór i cały proces kąpania, przebierania się i usypiana upłynął nam w cudownej i spokojnej atmosferze. Od tego czasu, gdy czuję, że nadchodzi jakaś burza staram się włączać relaksacyjną muzykę.
- Odpuszczenie pracy wieczorami. Byłam przyzwyczajona do tego, że czas na pracę mam po tym, jak dzieci zasną, więc czasem z przyzwyczajenia włączyłam komputer, aby nadrobić to, co zostało niezrobione w ciągu dnia. Ale moja wydajność była kiepska. Potem pomyślałam, że to będzie idealny czas na nadrobienie zaległości w kursach, podcastach. To też był zły pomysł. Więc odpuściłam. Stwierdziłam, że jeśli z czymś nie wyrobię się w godzinach pracy, które sobie ustaliłam w ciągu dnia to po prostu będę musiała wstać rano wcześniej.
- Po kilku miesiącach dbania higienę snu dość mocno zaczęły rzucać mi się w oczy informacje o olejkach CBD i o ich działaniu, które wspomaga sen. Ciekawość wzięła górę i kupiłam buteleczkę na spróbowanie. O dziwo pomogło. To takie dość specyficzne uczucie, jakby dało się wyspać „jeszcze bardziej”. Przyjemne doświadczenie.
- Kolejną rzeczą, którą zmieniłam to dobór lektur. Uwielbiam reportaże, literaturę faktu. Ale kiedy czułam, że moja głowa dźwiga za dużo, miałam wrażenie, że czytając takie książki czy też reportaże w gazetach dokładam sobie kolejny ciężar. Dostarczałam sobie ogromne porcje informacji o tym, jak na naszym świecie jest źle, ile dzieje się krzywd. Więc to odsunęłam. Potrzebowałam czegoś zupełnie innego, potrzebowałam światła, dobra, miłości. Dziś mam swój stosik książek, w których szukam pocieszenia i wyrównania balansu, gdy czuję, że dałam się wciągnąć jakiemuś negatywnemu uczuciu, przekonaniu lub emocji. Powrót myśli na dobre tory ma dla mnie zbawienny wpływ.
Sen to zdrowie, więc śpijcie dobrze!
Marie-Michèle Bouchard from Unsplash