Gdzieś tam jest mama, która potrzebuje Twojej pomocy. Wyłów ją z tłumu i rzuć koło ratunkowe.
Tak, wiem, że sama jesteś zmęczona, tak wiem, jak dzieci chorują, to biegasz jak nakręcona. Tak, wiem, że będąc po raz kolejny na zdalnym masz ochotę położyć głowę na biurku i ją do niego przywiercić. Wiesz jednak, że to za chwilę minie. A ona tego nie wie. Ona w tym momencie tonie, otchłań ciągnie ja w dół. I nikt nie widzi, że to ostatnia szansa, by podać jej rękę.
Droga mamo, jeśli czujesz, że potrzebujesz koła ratunkowego, chcę na początek, abyś usłyszała, że wszystko z Tobą OK. Nie jesteś złą matką/żoną/kobietą/człowiekiem. Jesteś ZMĘCZONA! Wykończona. Przeczołgana. Nie jesteś niczemu winna. Ani temu, że nie „dajesz rady”, ani temu, że masz dość.
Nie pozwól, aby otoczenie wkręcało Ci, że tak wygląda macierzyństwo, albo że trzeba było wcześniej się zastanowić, że inni mają gorzej i nie narzekają. Dla osób, które tak mówią istnieje osobne miejsce w czyśćcu. Oznacza to zapewne, że wyląduje tam Twój mąż/partner, siostra, mama, teściowa czy przyjaciółka. Razy od najbliższych bolą najbardziej.
Kiedyś przeczytałam informację o tym, że aby wychować dziecko potrzebna jest cała wioska. A my zostajemy z tym same. I żeby tylko z tym. Przecież jest jeszcze dom, praca i nierzadko mąż, o którego „trzeba” zadbać. Albo który dyskretnie się ulatnia z domu. A może to ten typ, który już w ogóle się nie patyczkuje i wmawia Ci, że to Twój „problem” i powinnaś to ogarnąć?
On też nie daje rady. Tylko się do tego nie przyzna. Obarczy Cię swoją niemocą i tym, co przez wiele lat sam widział w domu, jako syn.
Zawsze, gdy usłyszę o mamie, która już ostatecznie się poddała i zabrała ze sobą dziecko, oprócz smutku czuję wściekłość. Na wszystkich, którzy ją zawiedli. Dawali dobre rady, nie słuchali. Bagatelizowali zmęczenie, wyśmiewali, nazywali histeryczką, albo kazali iść się leczyć. Ale jak naprawdę chciała, to od razu, że jak to, że co ona mówi, że jaki psycholog, terapeuta. Nie zauważyli, że jest jej w tym życiu coraz mniej.
Tylko inna mama może zrozumieć, czym jest mieszanka zmęczenia, poczucia winy, odpowiedzialność, uczucia, że jesteś niewystarczająca. Bo ona tego doświadczyła na własnej skórze. To siedzenie na prochu. To prędzej czy później wybuchnie. Może skończy się tylko na kłótniach, może na rozwodzie. Albo przyjdzie depresja i myśli, że już dłużej tak się nie da.
Jeśli jesteś mamą, która najgorsze ma już za sobą, nie zmykaj oczu i uszu, bo to więcej niż pewne, że któraś z mam w twoim otoczeniu potrzebuje wsparcia. Trzeba to tylko dostrzec pod misternie uplecionymi pozorami. Pod uśmiechem, pod otoczką zadbanej i tej ogarniętej. Czasami te kobiety, po których w ogóle nie spodziewałabyś się, są tymi, które najbardziej potrzebują pomocy. Bo boją się poprosić. Albo nikt im nie wierzy, bo zawsze dawały rady. Zauważ taką mamę. Daj jej bezpieczną przestrzeń do tego, by mogła wypowiedzieć prawdę.
Twoja pomoc naprawdę nie musi oznaczać, że weźmiesz do siebie dzieci na tydzień. Czasem to wystarczy być, pokazać, że jesteś i widzisz co się dzieje, że rozumiesz. Albo wręczyć numer, gdzie uzyska pomoc.
Odnoszę niekiedy wrażenie, że napisano już miliony tekstów o zmęczonych mamach, depresji, braku równości w domach. I że jeden więcej pewnie nic nie zmieni. Ale potem pojawia się myśl, że może właśnie ten jeden więcej, będzie tym, który pomoże. Ponieważ problem nie znika, on jest i dotyka kolejne kobiety. Trzeba zatem mówić głośno bez przerwy.