Nie pamiętam kiedy ostatnio poświęcałam tyle czasu samej sobie. I kiedy ostatnio byłam dla siebie taka dobra.
Kupuję i czytam książki ze zrozumieniem. Oglądam filmy. Chodzę wcześnie spać. Codziennie piszę swój dziennik. Ćwiczę jogę. Śpiewam mantry. Odbieram telefony. Wyłączam go popołudniami. Kupuję sobie kwiaty. Piekę ciasto w środku dnia. Robię maseczki. Słucham siebie. Wybieram siebie.
Jednocześnie wciąż pracuję zawodowo. Nie pozbyłam się dzieci, nawet na jeden dzień. Męża też nie. Gotuję obiady, sprzątam, prasuję. Moja doba ma 24 godziny. Nie wstaję o 5 rano. Ani nawet o 6. Po raz setny odkładam rzecz na swoje miejsce i pomagam zapinać zamki w kurtce.
Dalej nie umiem zarządzać swoim czasem i większość rzeczy rodzinnych leci na spontanie.
Brzmi nieźle. Przynajmniej w moim odczuciu. Czy ten stan będzie trwał dłużej? Mam nadzieję.
Ale wróćmy do początku.
Czy Ciebie też drażnią te wszystkie super rady, by o siebie zadbać, zrobić sobie weekend w SPA, zaangażować dzieci do obowiązków domowych, ustalić z partnerem ich równy podział?
Bo mnie z jednej strony wkurzały, jak nie wiem co, z drugiej trochę zazdrościłam, że ktoś ma czas i możliwości, by na taki weekend pojechać. I było trochę smutno, bo coś mi mówiło, że może mają rację.
Jeszcze półtora roku temu budziłam się rano, prosząc w myślach, by był już wieczór. W ciągu dnia nie starczało mi czasu na nic, bo robiłam wszystko.
Byłam wyczerpana, szara, beznamiętna. Nie pamiętam, abym w tamtym czasie umiała spojrzeć w lustro i na siebie popatrzeć. Nie umiałam spojrzeć sobie w oczy.
Chyba doszłam wówczas do ściany. Całkiem możliwe, że za nią czekała na mnie depresja. Nie wiem skąd, ale pojawiło się we mnie pragnienie, by wyjechać do Rzymu, usiąść na jakimś wzgórzu, patrzeć na panoramę Wiecznego Miasta na tle zachodzącego słońca, pić wino i gorzko płakać.
Mimo wszystko nie robię sobie z tego powodu wyrzutów za tamten czas. Żyłam najlepiej jak umiałam. Nie umiałam inaczej. Na szczęście, gdy doszłam do tej ściany, to mocno się od niej odbiłam. I odbijałam się jeszcze kilka razy, bo co tu dużo mówić, w stanie ogólnego wyczerpania nie miałam ani siły ani pomysłu co ze sobą zrobić, aby odżyć.
Wychodzenie z tego stanu było dla mnie jak wychodzenie z błota. Wciąż wciągało mnie do środka. Byłam nim oblepiona, miałam je w uszach, we włosach, zaślepiało mi oczy. Długo trwało.
Płakałam, wkurwiałam się, wrzeszczałam. Nie do środka. Ja dosłownie eksplodowałam tym, jak zbudzony wulkan. Milimetr po milimetrze odzyskiwałam kolejne obszary siebie. To były małe decyzje, które miały kolosalne znaczenie. Ustawianie granic, brak zgody na zmianę planów, głośne mówienie, że czuję się zmęczona, że chcę pobyć sama. Długie rozmowy o tym, że coś w tym układzie nie gra, że się spalamy. Oboje.
Oczywiście duże znaczenie w tym moim procesie miał fakt, że młodsze dziecko poszło do przedszkola. Pamiętam, że przez pierwszy miesiąc po zaprowadzeniu ich do placówki miałam siły wyłącznie na to, by spać, choć w planach miałam rozwój firmy.
Nie poszłam nigdzie na jogę. Sama do mnie przyszła wraz z klientką. Podczas pierwszych zajęć przeprowadzonych online miałam myśli, że zamiast leżeć mogłabym iść wstawić pranie. Ale głupio było tak wstać. Leżałam więc, a podczas relaksu końcowego niemal usnęłam. Łzy… jakoś same tak popłynęły.
Trafiłam na świetne książki, które pomagały mi przeanalizować moją sytuację i wyciągać z niej wnioski.
Powoli sama pozwalałam sobie na więcej. SAMA. Rozumiesz? Nie pytałam męża, dzieci, mamy ani teściowej czy mogę. Dalej nie poleciałam do Rzymu, ale to nie jest już takie istotne, bo robię dużo dobrego dla siebie codziennie.
I nawet jeśli dziś, to co piszę wydaje Ci się głupotą, bo dziecko na Tobie wisi, patrzysz na 3 ciężarówki prania, to proszę Cię, nie trać kontaktu ze sobą.
Zrób na początek jedną rzecz. Podejdź do lustra i spójrz sobie w oczy. Wytrzymaj 5 sekund. Sprawdź, czy osoba, na którą patrzysz to jeszcze Ty?
Nie musisz iść na jogę. Nie musisz czytać książek, jeśli nie lubisz.
Po prostu patrz sobie w oczy. Szukaj w nich siebie. Zobaczysz, odnajdziesz się już wkrótce.
Photo by Michele Bitetto from Unsplash