Obiecałam sobie, że na moim blogu nie będą dominować treści o tym, jak matka matce wilkiem, jak to potrafimy kopnąć leżącą matkę, zabić wzrokiem i poczuciem wyższości.
Po części, dlatego, że jestem zmęczona taką narracją. A po części dlatego, że sama, jeśli doświadczyłam czegoś takiego, to tak sporadycznie, że szkoda tracić na to czas. Przeciwnie, dopuszczam do siebie tylko takie osoby, które w chwili mojego kryzysu, potrafią mi powiedzieć, że jestem cudowną kobietą, a moje dzieci mają mądrą i dobrą mamę.
Ale wczoraj wyświetliła mi się reklama pewnej blogerki, działającej od wielu lat w blogosferze, lubianej, docenianej i podziwianej. Na moje nieszczęście, wyświetlił się jeszcze jakiś komentarz do tej reklamy, ja go kliknęłam no i wylało się.
Byłam przerażona liczbą negatywnych komentarzy i sposobem w jaki zostały sformułowane. Dominowały dwa rodzaje.
a) że się sprzedała
b) że ja to nigdy/moje dziecko nigdy
Żal było to wszystko czytać, ale chciałam to zrobić na potrzeby dzisiejszego wpisu. Tylko jedna osoba, na kilkadziesiąt stanęła w obronie autorki. Reszta to delikatnie mówiąc wylała na nią wiadro pomyj. Część zarzutów może byłaby nawet merytoryczna, ale sposób, w jaki zostały napisane to nic innego jak agresja.
Komentarze o sprzedaniu się pokazują mi, że dalej mamy ogromny problem z tym, że ktoś zarabia. W opinii innych dotychczas wszystko na tym blogu było z pasji, było dla dobra dziecka, było różnorodnie. A teraz współprace. Za dużo współprac. Nie takie współprace, jakby inni oczekiwali.
Robienie czegoś z pasji nie znaczy, że musimy robić to za darmo. Wystarczy wejść na rzeczony blog, by zobaczyć ogrom pracy, pomysłów i materiałów, które autorka daje totalnie za free! Wchodzisz, pobierasz i voilà, spędzasz ze swoim dzieckiem kreatywny i wartościowy czas. Rozwiązała czyjś problem a w normalnym świecie, gdy ktoś rozwiązuje czyjś problem, to oczekuje zapłaty. Żeby było śmieszniej, jako konsumenci bez zająknięcia płacimy. Za naprawę pralki, za upieczony chleb. A za podsuwanie pomysłów i rozwiązań związanych z dziećmi płacić już nie chcemy.
Zatem mamy masę wartościowych materiałów i treści zupełnie za darmo. Autorka wybrała taki model biznesowy i to jest zupełnie w porządku. Postanowiła, że będzie zarabiać na współpracach komercyjnych. I to już w umysłach niektórych totalnie się nie klei. Bo przecież matka, bo dzieci, bo pasja i nagle pieniądze? Dlaczego tutaj pojawiają się pieniądze?!
Mało kto zadaje sobie pytanie, czy jego byłoby stać, aby rozdawać swój czas i zaangażowanie za darmo. Pieczesz torty i to twoja pasja? Upiecz go za darmo. I jeśli odważysz się poprosić o zapłatę skul się potulnie na okrzyk zdziwienia: Jak to, chcesz pieniądze za to co robisz z pasją?
Drogie mamy. Założę się, że drzemią w was wielkie i wspaniałe pasje. Takie, których teraz nie jestem wstanie sobie nawet wyobrazić. I myślę, że wiele z was nie doświadczyło jeszcze tego uczucia, gdy ktoś chce zapłacić wam uczciwą i adekwatną zapłatę za to, co zrobiłyście. Bo zrobiłyście to z sercem, pełnym zaangażowaniem, z miłością. Z pasją.
Ja dostałam taką szansę. W momencie, gdy nie wierzyłam, że mogę brać pieniądze za coś, co sprawia mi mnóstwo radości, pojawił się ktoś, kto powiedział: Ja chcę ci zapłacić, bo rozwiążesz mój problem”. I będę pamiętać ten moment do końca życia.
Czy to nie jest uczciwe? I piękne?
Dopóki nie dopuścimy do siebie myśli, że ktoś na pasji możne zarabiać, dopóty same nie nie uwierzymy, że i my tak możemy.
I powtórzę. To jest uczciwe!
Powiem więcej, jeśli w przyszłości zgłosi się ktoś, kto będzie chciał nawiązać ze mną płatną współpracę reklamową na blogu i będzie to zgodne z moimi wartościami, to nie będę się dwa razy zastanawiać.
Drugi rodzaj komentarzy miał chyba za zadanie wzbudzić poczucie winy autorki a pokazał, że dalej lubujemy się w publicznym pokazywaniu swojej wyższości. Moje dziecko nigdy… Przepraszam, ale mnie to śmieszy. Między innymi dlatego, że mnie osobiście życie zweryfikowało. Myślałam, że nigdy nie będę kupować gazetek w osiedlowym moim dzieciom. Pech chciał, że sobie upatrzyły. I co? Mają gazetki. Co więcej mamy umowę, że będą mogły kupić sobie w miesiącu jedną. I sami wybiorą którą.
Ja naprawdę jestem skłonna uwierzyć w to, że przez większość osób przemawiała troska, i chciały uzasadnić swoje zdanie. Tylko lekko nie wyszło. Bo mówienie, że „ja swoim dzieciom” nigdy nie jest merytoryczne. Jest chamskie, niemiłe. Jest próbą podbudowania siebie czyimś kosztem.
Dodatkowo nie wiem, jak wy, ale naprawdę doceniam fakt, że jeśli zrobię coś nie tak, to ktoś zwróci mi uwagę w kulturalny sposób, po cichu a nie zjedzie mnie na forum.
Bywa, że czasami osoby, które oglądam w sieci robią coś, co nie do końca jest moje. Omijam to wzrokiem. Najczęściej z szacunku za to, co otrzymałam do tej pory od nich za darmo. Niech to nawet będą głupie memy, które powodowały, że uśmiechałam się przez łzy po cholernie ciężkim dniu. Nie zliczę, ile mądrych i wartościowych treści dane mi było u nich przeczytać.
Nie będę przekreślać tego tylko dlatego, że nie zgadzamy się w kilku kwestiach. Znam swoje wartości priorytety i biorę dla siebie to, co pozwala mi to realizować. I pozwalam innym żyć swoim życiem.
Photo by Mike Fox on Unsplash