Być może masz taki problem w stosunku do męża, partnera, mamy lub przyjaciółki. Nie wiesz, co kupić, co zorganizować, bo wszystko już było, solenizant wszystko ma lub niczego nie potrzebuje.
O tym prezencie myślałam już od ponad dwóch lat, bo właśnie wtedy przeczytałam o nim w książce „Bóg nigdy nie mruga” Reginy Brett. Swoją drogą, jeśli nie czytałyście, to bardzo polecam, uroniłam łezkę nie raz i nie dwa. Autorka na 40. urodziny zrobiła swojemu partnerowi wzruszającą niespodziankę. Poprosiła przyjaciół, rodzinę, znajomych o napisanie listów, w których mieli się podzielić swoimi swoimi uczuciami, emocjami, wspomnieniami związanymi z solenizantem.
Otwieraniu i czytaniu tych wiadomości towarzyszyły bardzo miłe i wzruszające chwile.
Nie mogłam czekać do 40 urodzin, bo to oznaczałoby, że będę kisić w sobie ten pomysł jeszcze kolejne 5 lat! Stwierdziłam, że 35. urodziny to też dobra okazja!
Technicznie wyglądało to tak, że około dwa tygodnie wcześniej rozesłałam wiadomość z informacją, że planuję dla męża niespodziankę. Jeśli chcieliby do niej dołączyć, to proszę ich o napisanie kilku, kilkunastu zdań na jego temat. Mogły to być wspomnienia, przemyślenia, to z czym im się kojarzy, co dobrego wniósł w ich życie lub czego nauczył. Poprosiłam o wysyłanie wiadomości na mail lub dowolny komunikator. Obiecałam, że każdą nadesłaną historię wydrukuje, włożę do koperty i zapakuję do pudełka niespodzianki.
Emocjonalnie to zaczęłam się lekko stresować, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy ktoś podejmie wyzwanie i napisze. Niby wiem, że otaczamy się fajnymi ludźmi, ale w głowie siedziała obawa, że zapomną, nie zdążą. Czy wezmą to na poważnie i się przyłożą?
Nasz świat przyspiesza bardzo mocno. Kiedyś wpadało się na imieniny lub urodziny z butelką wódki, dzwoniło, wysyłało kartki. Potem przyszedł czas na maile i sms’y. Dziś najszybsza droga to Messenger, zwłaszcza, że wspaniałomyślny Facebook wszystkim przypomni, że dziś świętujesz. Mam wyłączoną tę opcję i dobrze mi z tym. O moich urodzinach pamiętają Ci, którzy chcą pamiętać. Nie potrzebuję sztucznego tłumu na swojej facebookowej osi czasu.
Wiem, że napisanie wiadomości, o którą poprosiłam wymaga czasu, którego wciąż nam brakuje. Wymaga skupienia, ułożenia tego w ładny i składny sposób. Wiem, że wiąże się to z odwagą, by napisać tak od serca coś, czego czasami nie umiemy powiedzieć komuś w oczy.
Z drugiej strony to wspaniała okazja, aby właśnie to zrobić. Napisać, że doceniamy, to, że ktoś był z nami w naszych najważniejszych życiowych momentach, że zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie i pomoc. Przyznać, że tyle razem przeszliście, że można książkę napisać. Wspomnieć jakieś wydarzenie, przez które turlaliście się ze śmiechu, albo płakaliście z niemocy. Uśmiechnąć się do wspólnych wygłupów i szaleństw. Podziękować, za to, że po prostu jest w naszym życiu.
Nie każdy temu podoła, bo nie każdy tę odwagę w sobie znajdzie. Obrócą sytuację w żart, napiszą mniej lub bardziej standardowe życzenia, a może czasem nawet „wyleciało im to z głowy”. Ale przyjdą też takie wiadomości, że zaniemówisz i się spłaczesz ze wzruszenia, emocji i dobrych słów. Ja się spłakałam a przecież to prezent dla męża.
Potrzebujemy tego od innych. Potrzebujemy uznania, poczucia, że jesteśmy ważni, doceniani. Potrzebujemy wiedzieć, że ktoś o nas pamięta, że nie jesteśmy dla kogoś kolejną osobą spotkaną w życiu, tylko człowiekiem, który wniósł do niego wiele wartości.
Czasami warto zrobić coś innego. Zwolnić, postawić na relację, zdobyć się na taki ruch. Taki prezent może pomóc. Szczególnie, gdy na co dzień nie ma takich okazji, by powiedzieć, wiesz stary, dziękuję, wiem, że przyjaźń z tobą to taka na całe życie.
Photo by Matheus Ferrero