by Barbara

Gdzie przepadłyście, Baśki, Kaśki i Grażynki?

17 marca, 2021 | Finanse osobiste

  • Home
  • -
  • Blog
  • -
  • Gdzie przepadłyście, Baśki, Kaśki i Grażynki?

Są takie filmy, które nigdy się nie nudzą. Te same gagi bawią za każdym razem, a jak zobaczysz, że akurat leci w telewizji, to wołasz całą familię, bo wspólne oglądanie to taka mała rodzinna tradycja.
Mamy tak z serią „Kogiel-Mogiel”, która opowiada historię buntowniczki Kaśki, która sprzed ołtarza uciekła do wielkiego miasta na studia.
Sceny z paluszkami, „Marian, tu jest jakby luksusowo” to hity za każdym razem.
Dobrze się przy tych filmach bawiliśmy i bawimy nadal. Mimo to w tym roku, sceny gdy Kasia walczy o swoje marzenia, złości się na męża i rzewnie płacze na wieść, że jest w ciąży, wywołały we mnie smutek.


Bo w Kasi zobaczyłam te wszystkie mamy, które nie spełniły swoich marzeń, nie tylko z powodu ciąży i dziecka. Czasem z braku odwagi, czasem przez otoczenie, które nie potrafiło dać grama wsparcia. A czasami dlatego, że tak potoczyło się życie, trzeba było wybierać między marzeniem-mrzonką a tym, co los podał akurat przed nos. Wychowałam się na wsi i gdy byłam jeszcze dzieckiem odnosiłam wrażenie, że wyjście za mąż i ślub to jedyna słuszna droga. Często oczywiście towarzyszył temu brzuch. Teraz widzę, że te wszystkie panny młode były młodziutkie, zakochane, nieświadome, zagubione.

Zobaczyłam tam siebie, choć nikt mnie do małżeństwa nie zmuszał, skończyłam studia, poszłam mieszkać do wielkiego miasta, by się realizować. Ale znam gorzki smak niespełnionych marzeń przykrytych kurzem.


A może spojrzałam na ten film przez pryzmat słów, które usłyszałam niedawno. Że gdy rodzą się dzieci, to kobieta nie jest już najważniejsza, nie liczy się to, czego ona chce. Słów wypowiedzianych nieszczęśliwie w kontekście kobiety, która popełniła samobójstwo i osierociła dwie córeczki. Czy gdyby ta mama czuła, że jej życie ma sens i umiała o siebie walczyć, nie zdecydowałaby się na ten ostateczny krok? Być może.


Nigdy nie była ze mnie Matka Polka, choć czasami dawałam sama sobie wycisk. Żeby zupka była, podłoga pachniała. Ale nigdy w tym kołowrocie nie pomyślałam, aby zrezygnować z marzeń i z siebie.
Owszem, bywały dni, gdy wierzyłam, że już nigdy nie wydostanę się spod sterty prania i już zawsze będę odpowiadać na pytania „a ciemu”. Wówczas to właśnie plany i wizje tego co będę robić, pozwalały mi przetrwać.


I powiedzcie mi proszę, skąd dziecko ma się uczyć, że jest ważne, że jego marzenia są istotne, że dbanie o odpoczynek jest ok? Od zaharowanej i nieszczęśliwej matki, która porzuciła swe marzenia na rzecz wyprasowanych majtek całej rodziny?


Czy wystarczy nam czytanie książek i tłumaczenie dziecku, że marzenia są piękne i trzeba o nie walczyć? To ma być sposób na dawanie dzieciom skrzydeł?
Kurczę, to my jesteśmy dla dzieci bohaterkami, świata poza nami nie widzą. I to od nas mają się uczyć, jak być pioruńsko szczęśliwą i jak spełniać marzenia. Jak odpuszczać, jak być dla siebie dobrym.

Pamiętajmy, że przy porodzie rodzi się dziecko i matka, w której nadal żyją jej marzenia i pragnienia.

Droga mamo, to o czym marzysz jest piękne i na pewno Cię uskrzydla. Nie daj sobie tego odebrać. Pielęgnuj to w sobie i realizuj przy pierwszej możliwej okazji.

ian-dooley from unsplash

{"email":"Email address invalid","url":"Website address invalid","required":"Required field missing"}
>