by Barbara

7 powodów, przez które nie prowadzimy budżetu domowego.

6 maja, 2021 | Finanse osobiste

  • Home
  • -
  • Blog
  • -
  • 7 powodów, przez które nie prowadzimy budżetu domowego.

Lata prowadzenia własnego budżetu domowego a także praca z innymi kobietami nad ich finansami pokazała mi, że wymóweczki to coś, co kochamy.

Zapytane potrafimy wygłosić całą litanię powodów, przez które nie zajmujemy się pieniędzmi, nie interesujemy się kwestiami finansowymi, nie planujemy skutecznie naszej kariery zawodowej oraz zwiększania zarobków.

Jednym z podstawowych kroków na drodze do zapanowania nad pieniędzmi jest prowadzenie budżetu domowego. Są kobiety, które wyniosły to z domów rodzinnych, babcia i mama zawsze miały porządek w pieniądzach, dzieliły je i wkładały do kopert. Dziś do dyspozycji mamy dostępne aplikacje, arkusze Excela, piękne planery.

Jednak nadal jest gros ludzi, nie tylko kobiet, którzy umiejętności gospodarowania pieniędzmi nie wyssały z mlekiem matki i w dorosłym życiu same się tego nie nauczyły. Takie osoby często płyną na fali, czasem są wysoko, czasem roztrzaskują się o skały. Mimo świadomości, że może niekoniecznie trzeba co miesiąc powtarzać ten cykl, z dużą rezerwą podchodzą do pomysłu wprowadzenia budżetu domowego.

Kiedy prowadziłam spotkania edukacyjne dla pań czułam wręcz, że przychodząc, oczekują, gotowych i szybkich przepisów na poprawę ich sytuacji materialnej. A ja tu wyjeżdżałam z propozycją, by zaczęły spisywać wydatki. Robienie budżetu to codzienne treningi, które robisz przygotowując się do maratonu. Tym maratonem jest oczywiście ogólna sytuacja finansowa teraz i w przyszłości. Treningi są po to, aby się rozwijać, osiągać więcej, być w formie, pracować nad tym, co szwankuje.

Niektóre panie wychodziły więc rozczarowane, czasami pojawiała się złość, ale bardzo często uruchamiały się reakcje obronne w postaci wymówek. Wszystko, byleby tylko nie usiąść do budżetu i jakoś racjonalnie to uzasadnić. Spisałam kilka najważniejszych a także podpowiadam jak można spróbować siebie z nimi radzić.

  1. Nie widzimy sensu by to robić.
    Jednym słowem starcza nam do pierwszego, stać nas na jakieś większe wydatki, na urlop, od czasu do czasu jakieś inne szaleństwa. Mamy mieszkanie, samochód, dzieci najedzone, grill ze znajomymi na luzaku. Nie mamy długów, może jedynie kredyt hipoteczny. Staramy się nawet coś odłożyć. Niby nie jest źle. Mamy za dużo, by mówić, że jesteśmy biedni i za mało, by być bogaci. Taki status quo. Ale od czasu do czasu coś uwiera. Może to marzenie, by wyjechać w długą podróż. Może chwila zastanowienia, czy na emeryturze będzie nam równie dobrze. Bo chcielibyśmy od życia czegoś więcej, ale nie bardzo się to udaje. Czy prowadzenie budżetu może coś zmienić? Powątpiewamy.
    Bardzo wtedy polecam dwa narzędzia, które pobudzają nas wewnętrznie. Pierwsze to mapa marzeń a drugie praca nad swoimi wartościami w życiu.

To fascynujące patrzeć, jak dzięki nim osoby zaczynają dokopywać się do swoich pragnień, odgrzebują porzucone pomysły. A realizacja wielu z nich wymaga funduszy. I wówczas pojawia się i chęć i powód, by lepiej i efektywniej pracować z własnymi pieniędzmi. A życie nabiera rumieńców.

2. Nie mamy czasu.
To akurat przerabiałam sama. Mimo naprawdę sporej determinacji, chęci, motywacji i całego plecaka innych pozytywnych wibracji po prostu poległam. Dopadło mnie zmęczenie i zniechęcenie. Po całym dniu z dwójką dzieci, łącząc obowiązki zawodowe i domowe wybierałam leżenie na plecach i patrzenie w sufit.


Pracujemy, nosimy na barkach odpowiedzialność za rodzinę, dom, pracę. Jesteśmy wyprute z energii a czasem nawet z chęci do życia i ostatnie o czym marzymy to kolejny obowiązek: spisywanie wydatków. Tym bardziej, że po drodze trzeba będzie pamiętać o zabieraniu paragonów, przypominaniu rodzinie, żeby też pamiętali. Samo wklepywanie danych też nie jest porywającą czynnością. Więc tak, zdecydowanie nie mamy na to czasu.


Rozwiązań mamy kilka. Po pierwsze to wcale nie musi być nasz obowiązek. Może to robić mąż lub partner, jeśli prowadzicie wspólny budżet. Ty możesz być osobą, która to tylko sprawdzi i zatwierdzi. Taki rodzinny CFO. To ważne, abyś wiedziała, co dzieje się w finansach.


Po drugie, jeśli akurat życie Ci dokręca śrubę, odpuść trochę. Prowadzę dość skrupulatnie budżet, mam w nim swoje kategorie i podkategorie, ale wtedy, gdy nie miałam na to czasu ani sił postanowiłam, że będę spisywać wyłącznie kwoty z paragonów i rachunków, aby upewnić się, że nie przekraczamy założeń. Jest to dla naszej rodziny istotne, ponieważ nie mamy regularnych wpływów.


Po trzecie podejdź do tego zadaniowo. Jeśli robisz listę rzeczy do zrobienia to wpisz pozycję związaną z finansami. I potem to po prostu zrób. Ja siadam do budżetu raz w tygodniu. Nie chce o tym pamiętać codziennie. Raz na miesiąc to też rozwiązanie zdecydowanie nie dla mnie. Tonę wówczas pod stertą paragonów. Raz w tygodniu jest optymalne. Mam nawet swój system. Najpierw biorę najdłuższy paragon, wklepuję a potem już z górki. Obowiązkowo przy tym kawa.

3. Nie wiemy jak.
Podchodzimy do tego jak pies do jeża, nie wiemy z której strony zacząć, by było dobrze. Szukamy szablonów, wzorów i tabelek, zapominając, że najlepszy sposób będzie taki, który dopasujemy do siebie. Niektórym wystarczy tylko kartka podzielona na pół, po lewej zanotowane wpływy, po prawej wydatki. Inni dzielą na kategorie i podkategorie.

Jeszcze inni dokładają do tego wykresy kołowe, słupkowe i inne bajery. Można mieć aplikację, wpisywać w arkusz Excela lub zeszyt, Każdy lubi co innego. Najważniejsze jest by pamiętać o tym, by forma zapisu, pozwalała na wyciąganie konkretnych wniosków. Czyli pokazywała, ile wydaliśmy, co ewentualnie jest naszą bolączka lub czy jest szansa na redukcję kosztów, ile miesięcznie możemy odłożyć.

Jak to bywa z nowymi rzeczami najprościej zacząć od małych kroków, aby się nie pogubić i zniechęcić. Na początek wystarczy nam dosłownie kilka kategorii, takich jak jedzenie, rachunki i opłaty, kosmetyki i chemia gospodarcza, zdrowie. Po miesiącu lub dwóch, gdy nabierzemy wprawy warto zrobić dokładniejszy przegląd i rozdzielić poszczególne kategorie na mniejsze podzbiory, bo zazwyczaj diabeł tkwi w szczegółach. Na przykład kategorię „jedzenie” rozdzielić na zakupy spożywcze, jedzenie na mieście/na wynos/gotowe oraz słodycze i przekąski.

Budżet to żywy organizm, może się zmieniać. Jedne kategorie mogą się pojawiać a inne znikać. Co więcej ten sam produkt może przez dwie różne osoby być klasyfikowany inaczej. Pierwszy lepszy przykład z brzegu: chipsy – dla niektórych to kategoria jedzenie. Dla mnie kategoria przyjemności i podkategoria „śmieci” (czyli śmieciowe jedzenie). To mój wybór i moje rozumienie tego, czym jest jedzenie a co nim nie jest.

4. Boimy się.
Tego, że nam nie wyjdzie, że po dwóch tygodniach zaniechamy dyscypliny i powrócimy do starych nawyków. Ten lęk dotyczy również czegoś innego: boimy się tego co zobaczymy w tabelkach. Bo może się okaże, że wydajemy więcej, niż zarabiamy. Albo, że uważamy się za osobę oszczędną a kolejne zakupy pokażą nam, że przepuszczamy pieniądze na głupoty. Być może zobaczymy, że prowadząc określony styl życia nigdy nie wejdziemy poziom wyżej. Nie mówiąc już w ogóle o życiu o jakim marzymy. Ale chyba najbardziej boimy się tego, że trzeba będzie coś z tym zrobić, że te kolejne wydatki to nasze decyzje.


Dobrze wiemy, że odkładanie problemów na bok nie sprawi, że one znikną. Tak naprawdę najlepsze co możemy zrobić, to stawić im czoła. Nie uciekać, nie udawać. Zobaczyć w czym tkwi problem, bo może wystarczą drobne korekty a my o tym nie wiemy, bo boimy się na to spojrzeć z lotu ptaka.


Bardzo często przy okazji robienia porządków w budżecie wychodzą inne sprawy, których osoby nieświadome jeszcze nie wiążą z pieniędzmi. To blokady, nawyki, przekonania. To czasami brak poczucia własnej wartości rekompensowany konsumpcjonizmem lub blokujący przez rozwojem i lepszymi zarobkami. To doświadczenia, które ciągną się od dzieciństwa.


Prawda boli, ale też wyzwala. Również ta w naszych relacjach z pieniędzmi. Jeśli dziś zaczniesz nad czymś pracować, masz szansę, że za rok, dwa te relacje będą znacznie lepsze.

5. Za mało zarabiamy.
Albo tak tylko twierdzimy, bo wydajemy wszystko i a nawet więcej, nic nie zostaje. Na czym tu oszczędzać, jak planować, skoro wszystko drożeje, pensja nie wzrasta.


Myślę, że każdy z nas wie, czym jest bieda. Nie trzeba jej doświadczyć, aby ją rozumieć. Wie, kiedy to prawdziwy problem a kiedy to problem, który sami sobie stworzyliśmy przez zaniechanie, odsuwanie odpowiedzialności za własne życie, zbytni konsumpcjonizm, wybujałe ego, roszczeniową postawę.


Bardzo często okazuje się, że relatywnie wcale nie zarabiamy za mało, tylko ulegliśmy inflacji stopy życia. Wzrastają nasze zarobki, ale jednocześnie rosną nasze wydatki i przez to cały czas wychodzimy na zero. Mamy apetyt na więcej, a więcej po prostu kosztuje.

6. Prowadzenie budżetu pozbawi nas radości i spontaniczności.
Gdy niektórzy słyszą słowo budżet od razu kojarzą je z rezygnacją z przyjemności, zakupów i życiem w ascezie, dlatego wiele osób mówi nie, dziękuję. Kocham życie, chcę się cieszyć chwilą i dobrze mi tak. I koronny argument, pieniądze nie są w życiu najważniejsze. Jednocześnie ci sami ludzie bardzo często cierpią na brak płynności finansowej, wpadają w tarapaty finansowe. Albo rozmieniają swoje marzenia na drobne. Chciałyby pojechać do Japonii, ale trudno im na to uzbierać, bo życie każdego dnia pukało do drzwi z inną propozycją wydatku, na przykład ósme w tym miesiącu sushi na wynos.


Nie znam lepszego sposobu rozwiązania tego kwestii niż wsłuchanie się w swoje potrzeby i ustalenie priorytetów tych osobistych i tych rodzinnych.
Kontrolowanie wydatków to nie tylko zaciskanie pasa. Uważam, że to świadomy wybór między tym, czego chcę a czego chcę bardziej tu i teraz.

7. Twój powód.

Nie żartuję. Na pewno jest dobry. Jesteśmy w tym temacie bardzo kreatywne i w zasadzie nic mnie nie zaskoczy. Czasem nie robimy budżetu, bo jesteśmy ponad to. Albo to nas nie dotyczy. Albo to za mało romantyczne, zbyt materialistyczne. Albo chciałybyśmy, aby mąż pomagał a on nie ma zamiaru, więc nikt się tym nie zajmuje. Albo, że się do tego nie nadajemy.
Bywa, że czasami nawet nie wiemy, że mamy jakiś powód, dopóki ktoś nas nie uświadomi.

Niektórzy nie robią budżetu, bo mają jeszcze inny powód. I o tym też napiszę.

Photo by Benigno Hoyuela from Unsplash

{"email":"Email address invalid","url":"Website address invalid","required":"Required field missing"}
>